czwartek, 28 marca 2013

DO WALKI O REALIZACJĘ PLANU...

Uważam, że istnienie spraw toczących się kilka lat, a nawet ponad osiem, bez wątpienia na pierwszy rzut okaz narusza prawo strony do rozpoznania sprawy bez nieuzasadnionej zwłoki wynikające z art. 45 ust. 1 Konstytucji. Jednak inicjatywa Ministra Sprawiedliwości wynikająca z określenia „ogólnych kierunków wewnętrznego nadzoru administracyjnego w 2013 r.” narusza inną zasadę wynikającą z treści tego przepisu, a mianowicie prawo obywatela do sprawiedliwego rozpoznania jego sprawy przez niezależny, bezstronny i niezawisły sąd. Okazuje się bowiem, że w piśmie skierowanym do prezesów sądów apelacyjnych padają stwierdzenia z pozoru neutralne, których jednak znaczenie wypacza ww. gwarancje prawa do sądu. Minister Sprawiedliwości reprezentowany przez jednego z Podsekretarzy Stanu w MS „poprosił” o objęcie czynnościami nadzorczymi spraw np. poprzez „zmniejszenie zaległości we wszystkich kategoriach spraw” w tym poprzez „całkowitą likwidację zaległości” w sprawach ponad 8 letnich, zaś w pozostałych sprawach zmniejszenie zaległości o 10% czy 5% ze względu na wiek spraw.

Takie postawienie sprawy oznacz ni mniej ni więcej, że doszło do wydania polecenia zakończenia spraw ponad 8 letnich i zakończenia spraw w odpowiedniej ilości innych do końca roku 2013 r. Jak bowiem inaczej zrozumieć takie sformułowanie? Przypomina ono mi hasła propagandowe z czasów PRL (mamy chyba z sędzią Waldemarem Żurkiem podobne skojarzenia):





Niestety takiego sformułowania nie wolno bagatelizować. Jest to przejaw coraz większej ingerencji Ministra Sprawiedliwości w sądownictwo, które miało być niezależne od władzy. Ministra nie interesuje też to, czy sprawa została dostatecznie rozpoznana. Nie interesuje go to czy np. w przypadku spraw karnych doprowadzono oskarżonego, co do którego wydano Europejski Nakaz Aresztowania, bo ukrywa się skutecznie poza granicami naszego kraju od wieli lat. Nie uwzględnia wreszcie specyfiki spraw „wieloosobowych”, w których pojawiają się kolejni spadkobiercy, których należy ustalić, by móc im zagwarantować prawo do sądu. Nie wspomnę już o sprawach, w których po raz kolejny uchyla się wyrok do ponownego rozpoznania, bo np. nie powołano przepisu o ruchu drogowym czy doprowadzono świadka z zagranicy mimo przesłuchania go w drodze pomocy prawnej pomiędzy państwami.

Według Ministra Sprawiedliwości sprawy te mają być zakończone i już. Jednocześnie MS nie daje narzędzi w postaci odpowiednio przepisów prawa, czy właściwej obsady kadrowej, by takich przypadków nie było. Usłyszeliśmy bowiem na rozprawie w Trybunale Konstytucyjnym w dniu 21 marca 2013 r. od przedstawicieli MS, że nie wiadomo kto się zajmuje sytuacją w sądownictwie, poza tym, że analitycy oceniają kolejne sprawozdania wynikające z różnych tabelek tworzonych co chwila, które się wypełnia co miesiąc, kwartał czy rok.

Co ciekawe sprawy o jakich mówimy, a zatem np. te ponad ośmioletnie, podlegają ścisłemu nadzorowi zarówno w ramach wizytacji, jak i przeprowadzanych lustracji, w tym wizytatorów właśnie z MS, którzy sami stwierdzają brak możliwości ich zakończenia. Przecież sprawy te są każdorazowo opisywane co do czynności jakie się podjęło, a wizytatorzy różnych szczebli oceniają zasadność takich działań.

Jaki będzie efekt tego pisma? Taki, że sędziowie tzw. liniowi, czyli nie pełniący funkcji w sądzie, zamiast zajmować się wszystkimi sprawami będą dostawać polecenia zajęcia się akurat tymi sprawami, bez patrzenia na to, że bieżący „wpływ” będzie czekał i za jakiś czas sprawy jakie obecnie trafiają do sądów mogą same stać się „zaległościami” jak to ujmuje MS. Prezesi sądów w obawie o „niezadowolenie Ministra” będą bowiem dwoić się i troić, by nie dać pretekstu do zarządzenia im lustracji w celu ich odwołania. Takie działanie prowadzi nas do nikąd. Bo zamiast kompleksowo zanalizować problemy jakie powodują, że dochodzi do powstawania np. „ośmiolatek” i podjąć próbę znalezienia rozwiązań, nawet wieloletnich, proponuje się rozwiązania w przypływie „medialnego szumu” lub tak jak w tym przypadku, w sposób niedozwolony usiłuje się wymóc rzeczy niemożliwe. Jak bowiem zakończyć postępowanie sądowe w sytuacji niemożności jej zakończenia?

Na szczęście dla obywateli żaden przepis prawa w Polsce nie pozwala na zakończenie postępowania sądowego, bo minister poprosił wydając polecenie nadzorcze. Jednak na nieszczęście owocować ono będzie „zatrutymi owocami” w postaci zwiększania nadzoru, poprzez tworzenie kolejnych akcji nadzorczych sędziom i mieszania się ministra i kolejnych prezesów do spraw nas obywateli, by dać możliwość wykazania się przez ministra.  A sprawy nie będące zaległościami… w końcu mogą poczekać, bo w statystyce giną pośród milionów spraw jakie obecnie trafiają do sądów… To, że narusza się tym poleceniem prawo obywatela do rozpoznania jego sprawy sprawnie, bo miał ten „niefart” i dopiero teraz wniósł sprawę do sądu pozostaje dla Ministra Sprawiedliwości bez znaczenia. Jak również i to, że robiąc takie akcje jak ta doprowadza do tego, że to co teraz nie jest zaległością w przyszłym roku już nią może być, a w niektórych sądach bez wątpienia będzie.

I jeszcze na koniec… w tej całej historii porażające jest to, że wszystko to o czym napisałam sygnuje swoją osobą Minister Hajduk, który w gadzinówce, czyli gazetce propagandy ministerialnej „Na wokandzie” wypowiedział RÓWNIEŻ takie słowa:

„ Każdy z nas piastuje godność sędziowską, ale z drugiej strony to jest praca, jak każda inna. Nikt dzisiaj nie ingeruje w niezawisłość, zresztą to jest niemożliwe, ale o sprawność trzeba dbać. Trudno wyobrazić sobie jakąkolwiek instytucję, która by nie pilnowała właściwego wykonywania obowiązków przez swoją kadrę”.

Powiem tak: Pan Minister Hajduk NIE PIASTUJE stanowiska sędziego, tylko politycznego urzędnika z politycznego mianowania o politycznych poglądach, bo mówienie, że nie dochodzi do naruszenia niezawisłości sędziowskiej w kontekście owego pisma pokazuje, że w celu politycznej walki Ministra Sprawiedliwości Jarosława Gowina  niezawisłość sędziowską Pan Hajduk zakopał głęboko, zaś dół do zakopania wykopał sam zaraz po odebraniu nominacji… na podsekretarza stanu. I jakoś przypomina mi się stanie na baczność przed ministrem (nie tylko w czasach PRL…) i z każdym dniem coraz bardziej obraz ten przybiera postać Pana Hajduka jako pierwszego wiernego… polityce.

środa, 27 marca 2013

POKŁOSIE


Dzisiaj byłam w Trybunale Konstytucyjnym, zgodnie z obietnicą, na publikacji orzeczenia. I chociaż liczyłam w skrytości ducha na inny wyrok, to sama sentencja mnie jakoś nie zaskoczyła. Nie zaskoczyła mnie z dwóch powodów: 

Po pierwsze od jakiegoś czasu można zaobserwować zmianę w linii orzeczniczej Trybunału w zakresie zacierania się odrębności władzy sądowniczej od władzy wykonawczej. Tendencja jaką można zaobserwować kieruje nas w kierunku znanym z czasów PRL przy zachowaniu pozorów demokratycznego państwa prawa. Zapomniano bowiem wyroki jakie zapadały zaraz po uchwaleniu Konstytucji z 1997 r. kiedy sędziowie zasiadający w Trybunale byli niejako na bieżąco z treścią i uzasadnieniami rozwiązań przyjętych w Konstytucji i znaczenia norm w niej uregulowanych. Zmianę w tym zakresie dostrzegli sędziowie Trybunału, którzy zgłosili zdania odrębne, a wyartykułował wprost Pan Sędzia Zubik. Ja pozwolę sobie przytoczyć fragment orzeczenia w sprawie K 8/99, w którym Trybunał Konstytucyjny stwierdził tak: 

„Zasada podziału władzy zakłada szczególny sposób określenia stosunków między władzą sądowniczą a pozostałymi władzami. W stosunkach między władzą ustawodawczą a wykonawczą możliwe są różne formy wzajemnych oddziaływań i współpracy, dopuszcza się również istnienie obszaru, w którym kompetencje organów należących do obu władz przecinają się lub nakładają. Natomiast relacje między władzą sądowniczą a pozostałymi muszą opiera* się na zasadzie „separacji” (orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego w sprawie K. 6/94, jw., s. 91). Koniecznym elementem zasady podziału władzy są niezależność sądów i niezawisłość sędziów. Wnioskodawca wyprowadza zasadę niezależności sądów z art. 10 konstytucji, natomiast zasadę niezawisłości sędziowskiej z art. 178 konstytucji. Należy w związku z tym zauważy*, że obie zasady wynikają z art. 10 konstytucji, wyrażającego zasadę podziału i równowagi władz, a jednocześnie obie zasady zostały proklamowane expressis verbis w szczegółowych przepisach konstytucyjnych - zasada niezależności sądów w art. 173 a zasada niezawisłości sędziowskiej w art. 178 ust. 1 konstytucji. Niezależność sądów zakłada przede wszystkim oddzielenie organizacyjne i funkcjonalne sądownictwa od organów innych władz, tak aby zapewni* sądom pełną samodzielność w zakresie rozpoznawania spraw i orzekania. Z kolei niezawisłość sędziowska oznacza, że sędzia w sprawowaniu wymiaru sprawiedliwości podlega normie prawnej i własnemu wewnętrznemu przekonaniu (por. S. Włodyka, Ustrój organów ochrony prawnej, Warszawa 1968, s. 72).
W wyroku z 24 czerwca 1998 r., sygn. K. 3/98, Trybunał Konstytucyjny powołując się na poglądy doktryny przypomniał, że niezawisłość sędziowska obejmuje szereg elementów:
1) bezstronność w stosunku do uczestników postępowania,
2) niezależność wobec organów (instytucji) pozasądowych,
3) samodzielność sędziego wobec władz i innych organów sądowych,
4) niezależność od wpływu czynników politycznych, zwłaszcza partii politycznych,
5) wewnętrzną niezależność sędziego (OTK ZU Nr 4/1998, s. 334)”.

Jak widać kwestia ta uległa całkowicie zatarciu i zapomnieniu przez znaczną część sędziów Trybunału Konstytucyjnego (nie mówię o sędzim Hermelińskim, którego stanowisko znane jest i niezmienne oraz po dzisiejszym wyroku o sędziach jacy złożyli zdania odrębne). 

Słuchając ustnych motywów rozstrzygnięcia nasunęło mi się przy tym pytanie… Jeżeli dla przeważającej części sędziów Trybunału zniesienie sądu lub jego utworzenie nie jest zmianą ustroju a jedynie zmianą organizacyjną wewnętrzną to czymże jest ustrój?? W słowniku języka polskiego można przeczytać, że ustrój to: system, organizacja, układ i wzajemne powiązanie elementów danej całości. Jeżeli zatem coś wypada albo przybywa to ów układ ulega zmianie. Choć zaczynam wątpić… 

Ważną rzeczą jak dla mnie jest przy tym powołanie przez sędzię Liszcz tego, że wykonana dla Trybunału analiza sposobów „tworzenia sądów” w krajach europejskich wskazuje, że jesteśmy jedynym państwem, w którym organ władzy wykonawczej bez żadnych ograniczeń ze strony innych organów ma kompetencję do znoszenia i tworzenia sądów… Jesteśmy zatem ewenementem na skalę Europejską i myślę, że zarówno Europejski Trybunał Praw Człowieka, jak i Komisja Europejska powinny się przyjrzeć polskiej radosnej twórczości związanej z sądownictwem. Bo sądu ustanowionego ustawą mogą nie znaleźć. Zwłaszcza w kontekście paradoksu jaki powstał na skutek tego wyroku. Jeżeli zniesienie i utworzenie sądu jest zmianą organizacyjną wewnętrzną i możliwa jest w drodze rozporządzenia, to jak to pogodzić z możliwością wydania zarządzenia przez Ministra Sprawiedliwości o utworzeniu wydziałów, wydziałów i ośrodków zamiejscowych? Czemu mamy takie rozróżnienie skoro to jest to samo? 

Pokłosiem dzisiejszego wyroku jest dla mnie również jeszcze jedna kwestia… Jak należy zatem potraktować decyzję o przeniesieniu sędziów jako szczególnego przypadku uzasadniającego odstępstwo od zasady nieusuwalności skoro nic się nie zmienia, poza wewnętrzną organizacją zrównaną dzisiaj z utworzeniem w drodze zarządzenia np. wydziałów wewnątrz sądów? Jak pogodzić kompetencję z art. 75 § 1 pkt 2 z regulacją wynikającą z art. 173 w zw. z art. 10 Konstytucji, oraz art.179  i 180 ust. 1 Konstytucji, że o art. 2 i 7 Konstytucji?  Co to za odstępstwo i to dla organu władzy wykonawczej w postaci Ministra Sprawiedliwości jak nic się nie zmienia? W takim wypadku bowiem nie można mówić o odstępstwie a o regule i to sprzecznej z Konstytucją…  

Zgadzam się w pełni ze zdaniem odrębnym wygłoszonym przez Sędziego Hermelińskiego, sędziego Wróbla, sędzi Liszcz i sędziego Zubika, jeszcze z jednego powodu:

Padło dzisiaj stwierdzenie, że argumentacja z części uzasadniającej wyrok została wytworzona na potrzeby tego postępowania. Jak dla mnie jest to stwierdzenie prawdziwe z tego powodu, że śmiem domniemywać, że dzisiejszy wyrok jest również pokłosiem próby forsowania utajnionego projektu nowej ustawy o Trybunale Konstytucyjnym powstałego w Trybunale Konstytucyjnym. Paradoks polega na tym, że pamiętam słowa któregoś z sędziów Trybunału Konstytucyjnego, że spraw w Trybunale jest za dużo. Tak jakby problem ilości tych spraw był winą osób je wnoszących nie zaś jakości legislacji z jaką mamy do czynienia. Rozmawiałam swego czasu ze znajomą, która bezskutecznie próbuje wydobyć ów projekt. Jak zatem ma zapaść wyrok przeciwko władzy wykonawczej, która ma przewagę parlamentarną i może przeforsować ustawę o TK, która ma „zmniejszyć ilość spraw w trybunale” chociaż gwarancje do skargi konstytucyjnej czy badania abstrakcyjnego związane są z Kartą Praw Podstawowych i Wolności? To byłoby uśmierceniem samego projektu ustawy o Trybunale Konstytucyjnym. O tym, że moje domniemanie może mieć ręce i nogi wskazuje argumentacja jaka dzisiaj padła odnośnie „faktu powszechnie znanego” na jaki wskazał Prezes Trybunału Konstytucyjnego Andrzej Rzepliński sędziom tegoż Trybunału, by po porażce merytorycznej Ministra Hajduka ratować sytuację. Zdaniem Prezesa TK faktem powszechnie znanym jest… Komunikat na stronie MS, że stosunek przeciążenia sądów w Polsce wynosi 1:10 (czyli, że są jakieś sądy przeciążone i takie gdzie wpływ jest niewielki) nie poparty żadnym zamieszonym dokumentem w postaci np. słynnej analizy statystycznej co do wpływu, bo o wadze spraw nie wspomnę (np. zabójstwo do kradzieży batonika). Rozumiem, że, w tym kontekście, jak Ministerstwo zamieści komunikat, że jest 35 stopni ciepła i jest lato, to wszystkim jest wiadomo, że tak jest i nie wolno patrzeć za okno i na termometr wskazujący, że jest mróz i np. -10 stopni Celsjusza? Szukanie argumentów na siłę uważam za naruszenie rzetelności i powagi Trybunału Konstytucyjnego. 

Żenua…

I na koniec osobista refleksja skierowana do sędziów TK, którzy dzisiaj na potrzeby tego postępowania wykreowali argumentację rodem z PRL. Mam nadzieję, że doczekam chwili, a jak nie ja to moje dzieci, kiedy dojdzie do oceny legalności tego działania na arenie międzynarodowej, bo w Polsce już chyba nie da rady. Na razie pozostawiam tym Sędziom TK to działanie pod ocenę własnego sumienia z życzeniem, by każdy dzień powodował przemyślenia tej kwestii… I modlę się oby nie nadszedł dzień, że dojdzie do zniesienia np. wszystkich sądów rejonowych, okręgowych czy apelacyjnych i pozostawienia po 1 sądzie właściwego szczebla. Bo właśnie daliście Państwo na to przyzwolenie swoim wyrokiem, ale i też musicie Państwo z taką wizja żyć, a przynajmniej powinniście.  

niedziela, 24 marca 2013

NIECH CHOCIAŻ PANU PRZEŚLĄ ODPOWIEDŹ SMS-EM…


Rozprawa przed Trybunałem Konstytucyjnym jaka się odbyła w sprawie uprawnień Ministra Sprawiedliwości do znoszenia sądów w dniu 21 marca 2013 r. była pouczająca… Ogłoszenie wyroku odroczono do 27 marca 2013 r. do godz. 8.30 i dlatego nie będę zajmowała się kwestią jaki wyrok może zapaść choć swoje przemyślenia mam. Dzisiaj skupię się tylko na uczestnictwie przedstawicieli Ministra Sprawiedliwości w tej rozprawie, bo jest o czym napisać. Popis jaki zaserwowali na sali rozpraw jest bowiem szokujący… 

Zacznijmy od tego, że ze zdziwieniem można było zobaczyć, jak Minister Hajduk mimo, że jest sędzią, bo niestety nie przewidziano konieczności zrzeczenia się tego urzędu w przypadku piastowania bądź co bądź politycznego stanowiska Podsekretarza Stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości, wyszedł sobie na pierwszej przerwie opuszczając Trybunał Konstytucyjny, bo pojawić się za jakieś 1,5 godziny… poprzez wejście na salę rozpraw w trakcie rozprawy jakby się nic nie stało i zasiąść na miejscu dla Ministra Sprawiedliwości bez żadnego słowa z jego strony.

Nie wiem co to za zwyczaj… bo na sali sądowej, co Pan Hajduk powinien wiedzieć, obowiązują pewne zasady. Co więcej, jak na innej rozprawie poseł Kozdroń musiał wyjść z Trybunału Konstytucyjnego w trakcie rozprawy to uprzedził sędziów Trybunału przepraszając za to wyjście. Jeżeli zatem poseł, który oczywiście prawnikiem jest, jednak nie wykonującym zawodu, kierując się i kulturą osobistą i zasadami przyjętymi w sądach i Trybunale dochowuje przyjętych norm, to tym bardziej od człowieka, który podkreśla co rusz (niestety), że jest sędzią, oczekuje się więcej…. Ale widocznie u Pana Ministra Hajduka zasad nie było na sali sądowej…

Drugą rzeczą jaką zaobserwowałam było pokładanie się na stole przez… Ministra Hajduka. Leżał on bowiem na końcówce rozprawy na stole przed nim gładząc się po swojej nie do końca owłosionej głowie… Jak mam być szczera takie zachowanie na sali sądowej spotkałoby się z reakcją natychmiastową ze strony sędziego… I znów muszę nawiązać do kanonów obowiązujących na sali sądowej gdzie takie zachowanie jest niedopuszczalne. Pokładać na stole to się można w knajpie po spożyciu zbyt dużej ilości alkoholu jak się nie panuje nad piciem, a nie przed Trybunałem Konstytucyjnym czy innym sądem.

Zachowanie te w zestawieniu z tym co zaprezentowali przedstawiciele Ministerstwa Sprawiedliwości w toku swych wypowiedzi dopełniają czarę goryczy. 

Otóż zacznijmy od tego, że najlepszy legislator w Ministerstwie Sprawiedliwości – Minister Królikowski przez ponad 15 minut był pytany przez jednego z sędziów Trybunału Konstytucyjnego na okoliczność różnicy w trzech przepisach prawa: dwóch z ustroju sądów powszechnych i drugiego z ustawy o ustroju sądów administracyjnych i nie potrafił znaleźć różnicy pomiędzy takim przepisem:

„Art. 16. § 1. Wojewódzki sąd administracyjny tworzy się dla jednego województwa lub dla większej liczby województw.
§ 2. Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej, na wniosek Prezesa Naczelnego Sądu Administracyjnego, w drodze rozporządzenia, tworzy i znosi wojewódzkie sądy administracyjne oraz ustala ich siedziby i obszar właściwości, a także może tworzyć, poza siedzibą sądu, i znosić wydziały zamiejscowe tych sądów”.

a takimi:

„Art. 10.  § 1. Sąd rejonowy tworzy się dla jednej lub większej liczby gmin; w uzasadnionych przypadkach może być utworzony więcej niż jeden sąd rejonowy w obrębie tej samej gminy”. 

„Art. 20. Minister Sprawiedliwości, po zasięgnięciu opinii Krajowej Rady Sądownictwa, w drodze rozporządzeń: 
1) tworzy i znosi sądy oraz ustala ich siedziby i obszary właściwości, 
– kierując się potrzebą zapewnienia racjonalnej organizacji sądownictwa, przez dostosowanie liczby sądów, ich wielkości i obszarów właściwości do zakresu obciążenia wpływem spraw, a także uwzględniając ekonomię postępowania sądowego, w celu zagwarantowania realizacji prawa obywatela do rozpoznania jego sprawy w rozsądnym terminie”.

No cóż… Pewnie nawet ducha prawa mu nie podpowiedział. 

Nie wspomnę, że czołowy legislator w Ministerstwie Sprawiedliwości nie zna pojęcia „kontrasygnata”. No jak na tak wybitnego specjalistę to chyba za dużo jak myślicie??

Jednak największy popis dał Minister Hajduk. Przepytywany przez Prezesa Trybunału Konstytucyjnego o najprostsze rzeczy nie potrafił na nie odpowiedzieć czym bez wątpienia rozzłościł Pana Prezesa. Bo jak to jest możliwe, że Podsekretarz Stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości odpowiedzialny bądź co bądź właśnie za prace w Departamencie Sądów Powszechnych, którego był Dyrektorem przez dłuższy okres, nie potrafił odpowiedzieć o pytania dotyczące największych sądów rejonowych czy ilości sędziów pracujących nad analizami dotyczącymi sądownictwa? Aby przybliżyć obraz nędzy i rozpaczy z jakim mieliśmy do czynienia pozwolę sobie na przytoczenie (z pamięci choć staram się by była ona w miarę najdokładniejsza) tej wymiany:

Prezes TK: proszę wymienić pięć największych sądów rejonowych...
Minister Hajduk: yyyyyyyyyyyyyyyyyyy (zapadła cisza)
Prezes TK: To proszę wymienić chociaż największy sąd rejonowy...
Minister Hajduk: no to są sądy powyżej 100 sędziów...
Prezes TK: To Minister nie wie? Do tej pory nie miałem wątpliwości, ale teraz je zacząłem mieć. Niech chociaż Panu odpowiedz SMS-em przyślą.... To może powie Pan ilu sędziów pracuje nad analizami dot. sądów
Minister Hajduk: yyyyyyyyyyyyyyyyyy do MS oddelegowanych jest obecnie 120 sędziów
Prezes TK: ja nie pytam ilu sędziów jest w MS, bo wykonują oni różne prace. Pytam ilu sędziów zajmuje się tym?
Minister Hajduk: yyyyy no z Departamentu Sądów Powszechnych, z Departamentu Kadr i Organizacji... a w ogóle to analizami nie zajmują się sędziowie tylko analitycy, a potem sędziowie z Departamentu Sądów Powszechnych, z Departamentu Kadr i Organizacji…

Ta wymiana nie wymaga komentarza… Samo się komentuje, a ja będę litościwa i zasunę kotarę milczenia na to. 

Myślę, że ostatnie pytanie jakie padło na sali i odpowiedź jaką udzielił Minister Królikowski odzwierciedla stan rzeczy w Ministerstwie Sprawiedliwości i to, że prawa obywatela do sądu Minister Gowin ma tam, gdzie ma literę prawa… czyli w nosie. Otóż zapytano czy w Ministerstwie Sprawiedliwości trwają prace nad nowym rozporządzeniem. Pytanie proste i klarowne. Skoro bowiem największe zaległości są w sądach w dużych miastach jak Warszawa, Gdańsk, Wrocław czy inne, to przecież naturalną koleją rzeczy byłoby skoro Minister Sprawiedliwości tak dba o obywatela by toczyły się prace nad rozwiązaniem sytuacji w tych sądach, tym bardziej jak się twierdzi, że reforma sądownictwa zakończyła się sukcesem, była zgodna z Konstytucją i nic nie zmieniła… 

Otóż Drodzy Czytelnicy Minister Królikowski powiedział, że: Nie toczą się żadne prace…

Powyższy obraz nędzy i rozpaczy pokazuje, że Minister Sprawiedliwości i jego świta nie robią nic dla obywatela. Bo Jarosław Gowin w nosie ma nie tylko literę prawa, ale i szybkość i sprawność postępowań oraz obywateli z ich prawem do sądu. W Ministerstwie Sprawiedliwości nie wiedzą co się dzieje w sądownictwie, nie wiedzą jakie są największe sądy rejonowe, nie wiedzą nic… Czarna dziura… I nie pomagają koła ratunkowe rzucane przez Prezesa Trybunału Konstytucyjnego. Z pustego to i Salomon bowiem nie naleje. 

I tak się tylko zastanawiam jak Jarosław Gowin jako Minister Sprawiedliwości mógłby kandydować na szefa dużej organizacji partyjnej, jak nie ogarnia tak małej kuwety w postaci ministerstwa jako jego szef, a jego najlepsi i zaufani specjaliści w osobach dwóch podsekretarzy stanu nie posiadają wiedzy co do kwestii za jakie odpowiadają… Równia pochyła. 

A Wy Drodzy Czytelnicy pamiętajcie…. Jedynie SMS-em można otrzymać odpowiedź z Ministerstwa Sprawiedliwości… pod warunkiem, że ktoś w Ministerstwie Sprawiedliwości odnajdzie nawet najprostsze dane o jakie pytacie… Jednak ja bym na ten SMS nie czekała, bo prędzej starość nas dopadnie, niż w eMeSie będą wiedzieli cokolwiek. 

piątek, 22 marca 2013

TEATRZYK MINISTERSTWO SPRAWIEDLIWOŚCI PRZEDSTAWIA

Miało być o posiedzeniu Trybunału Konstytucyjnego. Jednak to co się przed chwilą wydarzyło zmusza mnie do natychmiastowej reakcji. Otóż dostałam zaproszenie na spotkanie w ramach rozdmuchiwanego przez Ministra Sprawiedliwości programu konsultacji dotyczącego ulepszenia procesu legislacyjnego.

Ponieważ część nie wie o co chodzi śpieszę wyjaśnić, że Minister Sprawiedliwości wraz ze swoimi pracownikami i doradcami chełpi się tym, że podjął prace nad stworzeniem nowej jakości legislacyjnej… z udziałem partnerów społecznych. Oficjalnie Minister Sprawiedliwości obwieszcza, że organizuje prace w ramach projektu „Deregulacja systemowa – koncepcja reformy rządowego procesu legislacyjnego”. Jak wynika ze strony Wieści Dziwnych i NieDoKońca Prawdziwych: „Celem przygotowywanych przez Ministerstwo Sprawiedliwości propozycji jest bardziej efektywne wykorzystanie konsultacji publicznych w procesie legislacyjnym, podniesienie jakości oceny skutków regulacji rządowych projektów aktów prawnych oraz większa transparentność stanowienia prawa”.

Wszystko może by i było ładnie i pięknie, gdyby nie kilka faktów.

Zacznijmy od tego, że większość z nas wie, że konsultacje społeczne w Ministerstwie Sprawiedliwości są iluzoryczne. Nie przestrzega się bowiem żadnych reguł wynikających z istniejących już dokumentów rządowych. Strony społeczne o ile w ogóle są zawiadamiane o jakichkolwiek pracach, to dostają do zaopiniowania projekty aktów prawnych z terminami kilkudniowymi, bo termin na złożenie opinii jest ustalony z góry, a nie co najmniej 14 dniowy od daty doręczenia tak jak powinno być. O tym jak jest można przeczytać w prasie, a nawet sam Rzecznik Praw Obywatela zwracała się do Prezesa Rady Ministrów o zajęcie stanowiska.

No ale niby prace mają iść ku lepszemu…

Problem w tym, że jak trafnie zwrócili uwagę dr Adam Bodnar i Barbara Grabowska z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka w artykule: „Belka w oku własnym” (tutaj:http://www.rp.pl/artykul/9157,991304-Belka-w-oku-wlasnym.html) Pan Minister na co dzień zdaje się nie dostrzegać absurdalności sytuacji i kontrastu pomiędzy tym co twierdzi na spotkaniach organizowanych w ramach tego programu a własnymi poczynaniami. A poczynania te mogą jedynie zatrwożyć, co wyszło przy okazji drążenia przez red. Ewę Ivanową z Gazety Prawnej tematu wprowadzenia do obrotu prawnego rozporządzenia Ministra Sprawiedliwości w sprawie nadzoru administracyjnego nad sądami powszechnymi (tutaj:http://prawo.gazetaprawna.pl/artykuly/690123,rzadowe_centrum_legislacji_nie_ma_narzedzi_by_blokowac_projekty.htmlhttp://prawo.gazetaprawna.pl/artykuly/690123,rzadowe_centrum_legislacji_nie_ma_narzedzi_by_blokowac_projekty.html), a rzecz się miała w tym samym czasie kiedy trwały już prace nad tym projektem.

Nawet sam szef Rządowego Centrum Legislacji w ramach opinii o tym projekcie opublikowanym w Gazecie Prawnej był zdumiony poczynaniami Pana Ministra Gowina i jego podopiecznych wskazując, że Minister Sprawiedliwości w ramach tego projektu nie dość, że zapomniał poinformować o takich pracach, ale również robi coś co w części już zostało zrobione (tutajhttp://prawo.gazetaprawna.pl/artykuly/690838,reforma_legislacji_w_zawieszeniu_gowin_przegrywa_pierwsze_starcie.html).

Jednak największą bezczelnością w stosunku do partnerów społecznych biorących udział w tym projekcie jest to, że Minister Sprawiedliwości i jego świta nie poinformowali o fakcie wydania przez Ministra Sprawiedliwości zarządzenia z dnia 12 lutego 2013 r. w sprawie prowadzenia prac legislacyjnych w Ministerstwie Sprawiedliwości opublikowanym w dzienniku Urzędowym Ministra Sprawiedliwości z dniem 4 marca 2013 r. poz. 118 (tutaj:http://bip.ms.gov.pl/pl/ministerstwo/dziennik-urzedowy-ministra-sprawiedliwosci/2013/). Co więcej pomimo założeń powstałych w ramach prac przy projekcie w zarządzeniu tym nie ma mowy ani o powoływaniu „zespołów doradczych spoza MS”, ani szczegółów i zasad prowadzenia konsultacji społecznych poza lakonicznym stwierdzeniem, że jeden z departamentów Ministerstwa Sprawiedliwości przygotuje harmonogram działania, w tym konsultacji społecznych zatwierdzany przez… Biuro POLITYCZNE Pana Ministra (tak, tak Biuro Polityczne), ani o obligatoryjnym odniesieniu się do zgłoszonych uwag do projektów aktów prawnych (z zarządzenia wynika, że nie jest to obligatoryjne (sic!)).

Generalnie zatem nic się u Pana Ministra nie zmieniło, zaś sam projekt to teatrzyk… pod publikę.

Nie wiem zatem czy jest sens uczestniczyć w tym teatrzyku, bo jeżeli mam marnować swój czas, by Pan Minister Sprawiedliwości mógł obwieścić wszem i wobec jaki jest boski, to proszę wybaczyć ja nie skorzystam. Na razie bowiem brak szacunku do partnerów społecznych, ich czasu, a także brak szczerości jaki przebija z wzajemnie sprzecznych działań Ministra Sprawiedliwości pokazuje, że nic się nie zmieni, zaś i ten projekt tak jak i dotychczasowe konsultacje społeczne jest iluzoryczny i nic się nie zmieni.

Na chwilę obecną czekam zatem na odpowiedź z Ministerstwa Sprawiedliwości z wyjaśnieniem sytuacji. Bez tego nie zamierzam być uczestnikiem tego spektaklu. Oczywiście o przeprosinach nie wspomnę.

czwartek, 14 marca 2013

MINISTERSTWO? PATOLOGI NADZORU NAD EGZAMINAMI PRAWNICZYMI?!


Co by nie mówić stwierdzenie "Źle się dzieje w państwie duńskim" powinno być wyryte na budynku Ministerstwa Sprawiedliwości. Nie ma bowiem dziedziny, w której specjaliści z Minis...terstwa Sprawiedliwości nie poszliby po bandzie.

Ponieważ zbliża się termin egzaminów samorządowo-państwowych w postaci egzaminu adwokackiego i radcowskiego z większym niż dotychczas natężeniem obserwuję poczynania Pani Dyrektor Iwony Kujawy z Departamentu Zawodów Prawniczych i Dostępu do Pomocy Prawnej Ministerstwa Sprawiedliwości.

Ministrowie się zmieniają, a Pani Dyrektor Kujawa dzierży w swej dłoni nadal tę samą działkę od lat? Jak się może okazać jako najbardziej intratną po zamówieniach publicznych część działalności Ministerstwa Sprawiedliwości.

Zacznijmy od tego, że w zeszłym tygodniu na łamach Rzeczpospolitej ukazał się artykuł sponsorowany zapewne przez Ministerstwo Sprawiedliwości o tytule ?Rekordowy rocznik walczy o togi? autorstwa osoby o pseudonimie ?bork? (tutaj: http://prawo.rp.pl/artykul/987184-Rekordowy-rocznik-walczy-o-togi.html). W artykule tym Pani Dyrektor Kujawa niemalże płacze nad swym losem, wyjawiając, że cyt.: ?tegoroczny egzamin jest dla nad ogromnym przedsięwzięciem organizacyjnym? oraz informując o tym, że już
się odbyły spotkania z przewodniczącymi komisji egzaminacyjnych, na których? UWAGA!!!... ?poinformowano o wszystkich zasadach egzaminu??

I muszę powiedzieć, że zestawienie tychże słów napawa mnie nie tyle lękiem a strachem i obawą? o los zdających ten egzamin. Co więcej mój strach i obawa ma swoje uzasadnienie. Po pierwsze bowiem egzamin organizowany jest w tej formie od kilku lat, więc nie stanowi dla tak doświadczonych egzaminatorów, jak Ci powołani do komisji egzaminacyjnych, doświadczenia nowego. Wręcz powiedziałabym, że jako weterani na tym polu, powołani do komisji egzaminacyjnych mogłyby wiele nauczyć Panią Kujawę. Nie
zaś na odwrót.
Chyba, że już dajemy wytyczne co do tego jakie prace mają przejść a jakie nie, albo jakie jest ?JEDYNIE SŁUSZNE ROZWIĄZANIE?, a tym samym jakich rozwiązań zadań Ministerstwo Sprawiedliwości tolerować nie będzie? Nie jest dla mnie uzasadnieniem przy tym, że to rekordowy rocznik. A to z tego powodu, że Pani Dyrektor Kujawa nadzorowała, a przynajmniej powinna była nadzorować prace komisji przygotowującej zadania w latach poprzednich, który doprowadził do tego, że właśnie przystępujący do egzaminu
są w takiej ilości. Wystarczyłoby bowiem dopilnować, by kazusy jakie dano, a o jakich pisałam już we wpisie ?Bieg na przełaj z zamkniętymi oczami?, nie były nie do rozwiązania? Wtedy równomiernie następowałby przypływ świeżej krwi do samorządów? Ale jak wiadomo nie o to chodzi w Ministerstwie Sprawiedliwości. Te bowiem stoi na straży? samorządów.
Co więcej, gdyby Pani Dyrektor Kujawa dopełniała swoich obowiązków nadzoru nad samorządami, zwłaszcza radcowskim, bez wątpienia ilość ta byłaby inna również z tego powodu, że ?regulamin aplikacji radcowskiej? nie byłby tak wyśrubowany jak obecny. Brak nadzoru spowodował bowiem to, że na każdym roku aplikacji radcowskiej przy naprawdę mizernym poziomie szkolenia (nie mówię tu o takich wykładowcach, jak np. Pani SSA Małgorzata Manowska, bo tu szacun!!!), braku rzeczywistego praktycznego
podejścia do kształcenia przyszłych radców prawnych, serwuje się aplikantom radcowskim rocznie 6 kolokwiów, przy czym zawsze jeden egzamin jest na wycięcie. W tym samym czasie zaś na aplikacji adwokackiej są to 2 kolokwia rocznie, zaś 3 rok poświęcony jest? na przygotowanie do egzaminu, a zatem praktyczne podejście do tego co przyszły adwokat powinien umieć. Różnica kole w oczy!!!

Z oczywistych więc względów egzamin dla przyszłych radców prawnych jest więc wyzwaniem i przy takiej argumentacji stwierdzenie Pani Dyrektor Kujawy ma sens. Jak bowiem przeprowadzić go w taki sposób, by wbrew twierdzeniom Ministra Sprawiedliwości Jarosława Gowina, jednak nie otworzyć zawodów prawniczych? zwalając oczywiście odpowiedzialność na przystępujących do egzaminu i ich rzekomo słaby poziom.

Oczywiście nie wspomnę tutaj o tym, że o kompetencjach Pani Dyrektor Kujawy może świadczyć artykuł jaki pojawił się w dniu dzisiejszym w ?Dużym formacie?, czyli dodatku do Gazety Wyborczej, pt. ?Ile za egzamin?? (tutaj: http://wyborcza.pl/duzyformat/1,131925,13552485,Ile_za_egzamin_.html).
Bowiem zestawienie tego co tam opisano, z tym co opowiada Minister Jarosław Gowin o zeszłorocznym egzaminie notarialnym ukazuje co czeka naszych zdających? Jednocześnie artykuł ten może uzasadniać twierdzenie jednego z Podsekretarzy Stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości wypowiedziane na pewnej Komisji, że ?Ministerstwo Sprawiedliwości dopłaca do niego i z tego względu ?nie można organizować tych egzaminów co pół roku?? bo jak się płaci za kabaret to samo z siebie musi być drogo.

Ministerstwo Sprawiedliwości staje się w tym świetle Ministerstwem kryjącym patologie, które nic wspólnego ze sprawiedliwością nie mają. Strach się bać co będzie zatem na egzaminie, który odbędzie się już w przyszłym tygodniu.

I obym się myliła w swoich osądach, ale na razie śmiem wątpić. Dlatego nadal trzymam kciuki za zdających!!! Pokażcie, że się nie dacie!!! A Panu Ministrowi Sprawiedliwości sugeruję zrobić czystki? w Departamencie kierowanym przez Panią Iwonę Kujawę. Bo nawet w opinii Pani Julii Pitery z PO zachowania o jakich napisano w tym departamencie są skandaliczne.

czwartek, 7 marca 2013

ZABAWA W KOTKA I MYSZKĘ

W dniu dzisiejszym Słońce Nadziei na Oszczędności postanowiło wdrożyć nową grę. Wiadomo szkolenia się nie robi, tablety na gry się próbuje zamawiać na wszelkie sposoby ale nie dochodzą do skutku, więc coś trzeba robić.

Zabawa jest znana jak świat… Obywatel goni Słońce Nadziei na Oszczędności jak kot myszkę, a ta to się schowa, to próbuje uciec itd.

Ponieważ zostałam zaalarmowana, że pomimo unieważnienia przetargu na „przewóz pojemników zawierających księgi wieczyste z wydziałów ksiąg wieczystych do ośrodków migracyjnych ksiąg wieczystych”, w dniu 5 marca 2013 r. zawarto jednak umowę postanowiłam sprawdzić te informacje.

Zaczęłam od strony Słońca Nadziei na Oszczędności, ale poza unieważnieniem ww. postępowania w dniu 20 lutego 2013 r. nic nie znalazłam. Postanowiłam zadzwonić do naszej Chluby Ministra Sprawiedliwości…

I zaczęło się… Przemiła Pani z sekretariatu przekazała mi telefon do Pana S. jako odpowiedzialnego za tą umowę. Na dzień dobry usłyszałam, że „odnośnie tej umowy” mam napisać co najmniej mejla… Panu chyba rozum odebrało… więc wyjaśniłam, że ustawa o dostępie do informacji publicznej NIE PRZEWIDUJE ŻADNEJ KONKRETNEJ formy wniosku o informację publiczną i że wniosek mogę złożyć też telefonicznie oraz, że Pan musi mi udzielić informacji niezwłocznie… Na co usłyszałam, że on musi poszukać jednak tej umowy, bo chyba jej nie ma na biurku i żebym zadzwoniła za 10 minut. Nie chcąc kłócić się z Panem zgodziłam się. Ale po 10 minutach telefon Pana S. był wyłączony… Bo każdy z pracowników Słońca Nadziei na Oszczędności ma telefon komórkowy tylko… po 20 minutach bezskutecznej próby dodzwonienia wkurzona zadzwoniłam do sekretariatu Słońca Nadziei na Oszczędności i poprosiłam o interwencję. Pani z sekretariatu poszła więc do owego Pana i oddzwonił, żeby mnie poinformować, że nie udzieli mi informacji, bo… umowa została zawarta przez Sąd Apelacyjny w Krakowie…

Szanowny Panie S., odmowa udzielenia informacji publicznej wymaga wydania DECYZJI ADMINISTRACYJNEJ. Niechże Pan się douczy… Jedyne co Pan może w tej chwili to sporządzić notatkę z rozmowy ze mną  i przekazać Dyrektorowi aby albo mi odpowiedział udzielając informację, albo wydał ową decyzję.

Próbowałam też uzyskać informację u Dyrektora Sądu Apelacyjnego w Krakowie… ale oczywiście Pana Dyrektora nie zastałam, ale dostałam numer do… Dyrektora w Słońcu Nadziei na Oszczędności, który oczywiście… ma wyłączony telefon.

I żeby było jasne… mi nie chodzi o to, że umowę zawarto, bo powinna być zawarta na tyle wcześnie, by nie było ani jednego dnia postoju. Ale o okoliczności w postaci braku zawiadomienia o „zakupie z wolnej ręki”, jak i o warunki na jakie się zgodzono w tej umowie… bo jak przeczytałam na jednym z forów… negocjacje z konkretną firmą przesyłkową trwały już 20 lutego i się ciągnęły do 28 lutego… kończąc się fiaskiem. Firma ta również nie złożyła oferty w postępowaniu przetargowym… a umowa jednak została zawarta… ciekawi mnie zatem jaka jest różnica pomiędzy ceną jaką ofiarowywało Słońce Nadziei na Oszczędności, a jaka jest w tej umowie,  

bo coś mam wrażenie, że te oszczędności to lipa…

A Minister Rostowski powinien się przyjrzeć Panu Ministrowi Sprawiedliwości i to baaardzo dokładnie, bo może odnajdzie przyczynę dziury w budżecie… właśnie w tym konkretnym ministerstwie.

Wysłałam więc wnioski, ale tym razem w celu ponownego wykorzystania informacji publicznej… i czekam na odpowiedź i zapowiadam wszem i wobec, że przeciągnę zarówno Słońce Nadziei na Oszczędności, jak i SA w Krakowie do końca drogi sądowoadministracyjnej, jak będzie bezczynność, albo odmowa udzielenia informacji publicznej. Moja determinacja sięgnęła bowiem zenitu… bo co przetarg w tym Słońcu Nadziei na Oszczędności, to marnotrawienie środków publicznych, a zabawę w kotka i myszkę proponuję przenieść na zajęcia po pracy… ze mną się bowiem nie da, bo obywatel, który zna swoje prawa będzie je egzekwował zawsze.

środa, 6 marca 2013

RUSZYŁ SŁOŃCE WSTRZYMAŁ ZIEMIĘ

Wydawać by się mogło, że spór co do tego czy słońce krąży wokół ziemi czy ziemia krąży wokół słońca został zakończony definitywnie. I może by tak było, gdyby nie ostatni przetarg zorganizowany przez Centrum Zakupów dla Sądownictwa będący Słońcem Nadziei Ministra Sprawiedliwości na Oszczędności w sądownictwie….

Okazało się, że odkąd powstało owo Centrum nic nie idzie lepiej, ani taniej… Świat się kręci jak Słońce Nadziei na Oszczędności się ułoży… a jak się nie ułoży świat  staje i to dosłownie.

Ostatnimi czasy Słońce Nadziei na Oszczędności wzięło sobie do serca słowa Ministra Sprawiedliwości o konieczności dokonania oszczędności i… nie zawarło umowy z firmą świadczącą usługi przewozowe mienia i tym samym wstrzymało ruch wszelki w księgach wieczystych… Ziemie stanęły, a dokładnie „migracja ksiąg wieczystych” i dzięki temu oszczędności rzeczywiście poczyniono. Nawet złotówki nie ma jak wydać. Troska o pieniądz publiczny jako dobro naczelne oraz o oszczędności jakie ma poczynić Słońce Nadziei zaważyła nad prawem własności ziemi i możliwością wykazania się tym prawem.

Żeby zobrazować Wam Czytelnicy ową katastrofę  muszę Państwu wytłumaczyć na czym polega migracja ksiąg wieczystych i w tym celu skorzystam z uzyskanej od Jednego z Czytelników informacji (dziękuję jednocześnie Czytelnikowi za pomoc):

Otóż migracja ksiąg wieczystych polega na tym, że akta ksiąg wieczystych z księgami papierowymi są wysyłane do ośrodków migracyjnych i migratorzy (referendarze) przepisują treść ksiąg wieczystych do systemu elektronicznej księgi wieczystej. Potem wpisów do kw dokonuje się już wyłącznie w systemie elektronicznym. Papierowa księga wieczysta staje się częścią akt księgi wieczystej. Zmienia się postać numeru kw np. 9876 na GW1U/00009876/8. akta wracają do sądu oklejone tymi numerami + kod kreskowy.

Jednym słowem, żeby nastąpiła migracja ksiąg wieczystych z „książki” jak to nazywają refy, akta muszą być przewiezione z sądu do ośrodka migracyjnego, a potem z ośrodka migracyjnego do sądu… Bo jak inaczej wpisać do systemu to co jest w papierowych księgach?? Nijak, bo szklanych kul nie zakupiono.
Do tej pory każdy sąd zawierał umowę na usługę przewozu sam. Ale odkąd powołano nasze Słońce Nadziei na Oszczędności takiej możliwości nie ma… Musi być umowa ramowa oczywiście zawarta przez to Centrum.

Tymczasem nasze Słońce Nadziei na Oszczędności zorganizowało przetarg na „Przewożenie pojemników zawierających księgi wieczyste pomiędzy wydziałami ksiąg wieczystych a ośrodkami migracyjnymi ksiąg wieczystych” – ZP-08/13 i byłoby fajnie, gdyby nie to, że w dniu 20.02.2013 r. poinformowało wszystkich, że… unieważnia przetarg!!! (do sprawdzenia tutaj:
http://czdsigb.gov.pl/attachments/article/56/doc00187120130220132649.pdf). Okazało się bowiem, że cyt. „W postępowaniu nie złożono żadnej oferty niepodlegającej odrzuceniu” co w języku Słońca Nadziei na Oszczędności, że nie złożono w ogóle ofert.

BRAWO!!!

Jednym głupim przetargiem wstrzymaliśmy Ziemię bo ruszyliśmy Słońce… Nadziei na Oszczędności. Myślę, że Pan Premier będzie zachwycony!!! Społeczeństwo również.

A ziemia… niech stoi… albo leży, tak jak obywatel chcący obejrzeć swoją księgę wieczystą w Internecie, ważne że Słońce Nadziei na Oszczędności się rusza, bo w końcu kto powiedział, że teorii naukowych nie można obalić.  A dla mojego ulubionego MInistra Sprawiedliwości to wręcz pikuś Pan Piku, bo kto jak kto ale on jest jak widać wszechmocny.

sobota, 2 marca 2013

BIEG NA PRZEŁAJ Z ZAMKNIĘTYMI OCZAMI


Dzisiaj trochę inny temat, który pojawia się na moim blogu od czasu do czasu, ale wydarzenia ostatnich tygodni, a zwłaszcza wypowiedzi Podszyszkownika Hajduka spowodowały, ze czas się zająć i tą częścią Ministerstwa Sprawiedliwości. Czas jest o tyle właściwy, że zaczął się marzec… a z końcem marca część Czytelników, rodzin Czytelników i potencjalnych Czytelników ma nie lada wyzwanie… Otóż na koniec marca, a dokładnie w dniach 19-22 marca 2013 r. odbędzie się państwowy bieg na przełaj z zamkniętymi oczami, zwany również błędnie w moim mniemaniu EGZAMINEM RADCOWSKIM lub EGZAMINEM ADWOKACKIM.

Dlaczego błędnie? Otóż nikt przy zdrowych zmysłach i bez uszczerbku na zdrowiu psychicznym, emocjonalnym czy fizycznym nie jest w stanie przeżyć owych 4 dni maratonu egzaminacyjnego. Egzamin ten niczym bieg na przełaj z mapą trwa po kilka godzin dziennie przez 4 dni ciągiem… Uczestnicy owego biegu mają wytyczony szlak… jednak ilość zakrętów, zaskakujących pułapek powoduje, że mają do tego zawiązane oczy… przez tuzów intelektu z Ministerstwa Sprawiedliwości przy udziale i to decydującym członków samorządów zawodów prawniczych… W wyrafinowaniu przodują przy tym przedstawiciele samorządu radcowskiego… To bowiem ten egzamin co roku powoduje, że przez pułapki zastawiane przez samorząd radcowski połowa lub znaczna część biegaczy nie jest w stanie przejść przez ten bieg.

Historia pokazuje, że pomimo próby otwarcia zawodów prawniczych z rokiem 2007 samorząd ten sprzeciwia się jak może napływowi nowego koleżeństwa. Żeby nie rozpisywać się za bardzo przybliżę wam Drodzy Czytelnicy kilka przykładów co zrobiono, by jednak ograniczyć napływ.

Jest rok 2010… W ramach egzaminu z prawa cywilnego ułożono kazus…., który nie miał rozwiązania… albo raczej mógł mieć kilka właściwych rozwiązań w zależności od osoby zdającej egzamin lub osoby z komisji sprawdzającej ten egzamin i wszystkie byłyby prawidłowe… Jednak jak nam obwieszczono rozwiązanie było tylko jedno… a wynikało z losowo wybranego orzeczenia przez zapewne jakąś sierotkę z Ministerstwa Sprawiedliwości. Pogrom zadziwił wszystkich i oczywiście jedyne co miało do powiedzenia Ministerstwo Sprawiedliwości jak i samorząd radcowski… to że winnymi są ci co zdawali… No ba! Ktoś musi być winny a przecież przy okazji można powiedzieć, że się stoi na straży zawodu zaufania publicznego…

Kolejny rok musiał zatem znowu przesiać kolejną turę, bo jak przyszli nowi, jak i zebrali się Ci co nie zdali rok wcześniej to tłum potencjalnej konkurencji narastał… A ponieważ egzaminy serwujemy raz na rok, to ilość osób diametralnie rośnie… W tym roku zatem nasza rzekomo bezstronna ministerialno-korporacyjna komisja wymyśliła …. Zasadzkę w zadaniu z prawa administracyjnego…. tutaj bezstronna komisja wybrała zadanie, które Naczelny Sąd Administracyjny z powodu niejasnego zapisu w ustawie nie był w stanie rozstrzygnąć i raz orzekał tak a raz inaczej. Komisja wybrała oczywiście jedyne słuszne rozwiązanie, czyli jeden z wariantów orzeczeń NSA i uznała, że to a nie to drugie jest prawidłowe. I znowu można było powiedzieć, że poziom zdających nie rokuje…

Nastał zatem 2012 r. Ponieważ było już cywilne, potem administracyjne, to w 2012 nadszedł czas na karne. Teraz szacowna komisja ułożyła zadanie, które było tak niejasne, że poszczególne komisje sprawdzające różnie je oceniały. Tymczasem jak nam obwieszono jedynym słusznym rozwiązaniem była… opinia o niezasadności wniesienia apelacji w sprawie karnej…. Na ten temat pięknie napisała Mec. Rewerska w e-Midia o czym już pisałam. Konia z rzędem temu, kto mi pokaże praktykującego adwokata (bo to zazwyczaj oni z uwagi na własne uprawnienia do bycia obrońcą oskarżonego), który nie wnosi apelacji od wyroku karnego jeżeli jest on skazujący?!

Nie wiem co się roi w głowach samorządowców radcowskich, ale mam nieodparte wrażenie, że sieczka i strach… bo może się okazać, że nowi koledzy po fachu drogą zasad rynkowych jednak zajmą za dużo miejsca….

Oczywiście zdajecie sobie sprawę, że jak wycinano rok do roku tyle ile się dało, to w tym roku będzie jeszcze gorzej… a kolejka wypada na… prawo gospodarcze jako celowane, choć jak popatrzeć wstecz umowy jakie mieli potencjalni radcowie do najłatwiejszych nie należały.

Powiecie, że za rok będzie lepiej bo idzie deregulacja… Ja pokusiłam się o lekturę deregulacji zawodów prawniczych jaka jest przepychana przez Ministerstwo Sprawiedliwości przez Sejm. Proponuję też, aby Pan prof. Leszek Balcerowicz, którego bardzo szanuję, przeczytał co wymyśliło Ministerstwo Sprawiedliwości i jakie są rozwiązania Jarosława Gowina przyjęte w tym projekcie. Bo myślę sobie, że mógłby zmienić zdanie o Ministrze Sprawiedliwości i to migiem… Jeżeli bowiem ktoś myśli, że będzie lepiej niech porzuci te płonne nadzieje. Projekt ten bowiem jak wieść gminna niesie, a co stanowi tajemnicę poliszynela, przygotowali… radcowie prawni, by samorząd nie został zaatakowany nowym narybkiem. Wyszło bowiem czemu Izba Radców Prawnych jako jedyna medialnie nie atakowała pomysłu deregulacji… Chodziło bowiem o to, że już wiedziała co zrobi i jaki wkład będzie miała w nasz projekt.
Szczytem zakłamania przy tym poszczycić się może samo Ministerstwo Sprawiedliwości, albowiem na propozycję organizowania egzaminu raz na pół roku, co spowodowało by pewną płynność w dostępie do zawodów prawniczych o jakiej się mówi, usłyszeliśmy na ostatniej komisji sejmowej, że nie będą egzaminy organizowane co pół roku, bo… UWAGA!.... Ministerstwo Sprawiedliwości do nich dopłaca!!! Tak, tak wyjmuje z własnej kieszeni i dopłaca!!! Nie ważne, że egzamin jest płatny, a koszt ten ponosi przystępujący do egzaminu. Nieważne, że Ministerstwo Sprawiedliwości dysponuje środkami publicznymi, a zatem środkami pochodzącymi z podatków osób przystępujących do tego egzaminu… Nie! Ministerstwo Sprawiedliwości dopłaca, więc egzamin raz do roku wystarczyć musi, a deregulacja deregulacją… ale raz na rok to i tak zbyt wiele.

We wszystkich cywilizowanych krajach zawody prawnicze są dostępne i w miarę otwarte… Ale tu jest Polska! I niestety o to właśnie chodzi…

Ja zatem trzymam kciuki za zdających w tym roku i mam nadzieję, że opowieść jaką wypowiada Minister Sprawiedliwości o kulisach egzaminu notarialnego z zeszłego roku tym razem się nie sprawdzi. Jest to bowiem standard przyjętych praktyk przy organizacji egzaminów państwowych do zawodów prawniczych o czym świadczy historia egzaminów radcowskich przeze mnie przytoczona… A historia brzmiała tak: powołano komisję do ułożenia zadań na egzamin notarialny… Wybrany do komisji notariusz ułożył kazus, który przez specjalistów z Ministerstwa Sprawiedliwości był rozwiązywany przez…. 3 (słownie: trzy dni). Tak, tak ni mniej ni więcej a 3 dni podczas gdy zdający mieli na niego kilka godzin. Po tym jak zwrócono uwagę, aby kazus zmienić ów członek komisji powiedział, że jak się komuś nie podoba to on rezygnuje z prac w komisji…. A to wiązałoby się z powołaniem komisji na nowo, podjęciem prac nad nowymi kazusami itd… czyli egzamin notarialny mógłby się nie odbyć… Więc zgodzono się na ów 3 dniowy kazus do rozwiązania jako jeden z elementów egzaminu notarialnego.

Panie Profesorze Leszku Balcerwiczu, w tym kraju lepiej nie będzie… Bo nawet tak wychwalany przez Pana, mam nadzieje, że na skutek błędu w jaki Pana wprowadzono, a nie własnych przekonań, Jarosław Gowin nie zamierza nic zmienić na lepsze… a co najwyżej na gorsze…

Wolność wykonywania zawodu może być wszędzie… ale nie u nas, bo wystarczy się dogadać z radcami prawnymi i ideał sięga bruku, a Ci co przystępują do egzaminu radcowskiego są jak biegacze w biegu na przełaj z przeszkodami, ale żeby nie było za łatwo również z zawiązanymi oczami…

Zdający w tym roku TRZYMAJCIE SIĘ ZATEM!!! POŁAMANIA PIÓR, KLAWIATURY i PENDRAJWÓW!!! I obyście ukończyli ten bieg, bo czas na zmiany!!! JA W WAS WIERZĘ!!!